Nowy Jork to miejsce wypełnione muzyką „po korek”. Od początku dwudziestego wieku (a nawet i wcześniej) do czasów obecnych, miasto to wykreowało wielu znakomitych artystów, którzy przyczynili się do rozwoju wielu scen muzycznych. Wymieniać można w nieskończoność: George Gershwin, Dizzy Gillespie, Charlie Parker, Thelonious Monk, Miles Davis, „bracia” Ramone czy wielu innych. Nie wszyscy pochodzą z Nowego Jorku, lecz tam żyli i tworzyli, co oczywiście trwale wpisało się w historię metropolii i jej kulturę. Współczesny horyzont muzyczny jest równie rozległy, co granice miasta, więc chciałbym przedstawić zespół, który wyśmienicie radzi sobie na scenie jambandowej – dziewięciu muzyków, którzy kryją się pod nazwą Turkuaz.
Kapela Turkuaz powstała na Berklee College of Music w Bostonie. Później przenieśli się do Nowego Jorku, by tam wydać swój debiutancki krążek Turkuaz w 2011 roku. Zaraz po nim pojawił się Zerbert, który stworzyli, będąc studentami uczelni. W kolejnych latach nagrali jeszcze trzy studyjne płyty – Future 86, Digitonium i Life in the City. W skład tego big bandu wchodzą: Dave Brandwein (gitara i wokal), Taylor Shell (bas), Craig Brodhead (gitara, klawisze), Michelangelo Carubba (perkusja), Chris Brouwers (trąbka, klawisze), Greg Sanderson (saksofon tenorowy), Josh Schwartz (saksofon barytonowy, wokal), Sammi Garett (wokal) oraz Shira Elias (wokal). Ekipa, która garściami wyciąga to, co najlepsze w rocku, funku, gospel czy rhythm&bluesie.
Chcielibyśmy, żeby nasza muzyka była jasnym punktem w tym jakże mrocznym świecie. Możesz przyjść na nasze koncerty, odpuścić, istnieć i dobrze się bawić pomimo tego, co dzieje się na zewnątrz. To właśnie robi dla nas muzyka. Chcemy się tym dzielić.
Turkuaz
Dawno nie słyszałem tak ciekawie brzmiącej „orkiestry”. Z jednej strony jest taki groove, że ma się ochotę tańczyć, a z drugiej – niesamowicie „jarające” partie gitar, klawiszy i sekcji dętej, które sprawiają, że zapadamy w trans i cieszymy się z każdego pojedynczego dźwięku. Wszystko to podane w jambandowej formie, więc oprócz wokalu i chórku, są tu również bardzo rozwinięte partie instrumentalne. Jeszcze większy pazur kapela pokazuje w trakcie swoich występów. Płyty nagrane w studiu to jedno – kwintesencję ich grania można poczuć dopiero w momencie, kiedy muzycy pojawią się na scenie. W ich dyskografii znajdziemy cztery oficjalnie płyty koncertowe. Najnowszy None’s a Ton: A Turkuaz Live Concert Film Soundtrack z 2020 roku jest bardzo dobrą wizytówką grupy i jeśli od tej pozycji będziecie zaczynać swoją przygodę z Turkuaz, prędzej czy później sięgnięcie po resztę twórczości. Kiedy raz poczuje się atmosferę i energię ich występów na żywo, ciężko będzie wrócić do nagrań ze studia. Są to oczywiście świetne produkcję, ale nie oszukujmy się – jambandowe granie ma sens tak naprawdę wyłącznie live. Z definicji, tego rodzaju muzyki należy słuchać ze sceny. Dopiero tam dzieje się magia i ich wszystkie koncertowe wydawnictwa to potwierdzają. Moim ulubionym jest 040717 z 2018 roku, lecz za pewne dlatego, że to właśnie od tego koncertu zaczynałem swoją przygodę z tym bandem. Każdy nagrany przez nich występ jest osobną przygodą, więc na jednym koncercie nie można zaprzestać.
Jeśli jesteście koneserami długiego i rozbudowanego grania, a dodatkowo kochacie dęciaki, po twórczość nowojorskiego zespołu sięgnąć musicie. Na pewno nie będzie to trudne, ponieważ muzycy udostępniają nagrania ze swoich koncertów w internecie, wystarczy tylko poszukać – za to nie będzie łatwo się od nich oderwać. Kolejny po Tauk (o którym możecie przeczytać tutaj), nowojorski projekt, który ukradł mi z życia wiele dziesiątek, a nawet może i setek godzin. Ale w zamian dał mi mnóstwo bezcennej radości.
Redaktor Portalu Ze Słuchu