Przepełnia mnie radość, kiedy odkrywam zespoły, które tworzą muzykę, odstającą od obecnie przyjętych norm – tak zwanego mainstreamu. Coraz mniej młodych artystów sięga po ambitne dźwięki, a coraz więcej idzie na łatwiznę, gdyż wiedzą, że taka forma ich twórczości sprzeda się najlepiej. Na szczęście Karaba jest w mniejszości i dzięki temu słuchacze, tacy jak ja, czyli ci wychowani na muzyce lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, mogą cieszyć się perełkami pokroju Pheremon Crumble Wax.
Karaba to zespół młodych muzyków, którzy rozpoczęli wspólne granie w 2012 roku w Monachium, w mieście z którego pochodzą takie legendy niemieckiej muzyki, jak Embryo, Passport czy Amon Düül. Nie przypadkowo więc, ich twórczość jest mieszanką wielu form jazzu, progresji czy psychodelii. Czyli tego, co inspirowało wiele krautrockowych kapel w przeszłości. Pewni swoich umiejętności i świadomi wagi ich narodowego dziedzictwa, kreują swoje własne brzmienie i robią to znakomicie.
Zespół posiada w swym portfolio trzy studyjne krążki oraz jedną płytę koncertową. Debiut Karaba ukazał się w 2014 roku, a po czterech latach światło dzienne ujrzał Schwester Mondreal. W międzyczasie wydali płytę koncertową, nagraną w Wiedniu, a od kilku miesięcy możemy cieszyć się najnowszym wydawnictwem, czyli Pheremon Crumble Wax. Zespół tworzą: Jokob Graf Von Thun (perkusja), Marcel Maier (bas), Louis Bankvas (gitara), Andreas Kainz (klawisze i syntezatory). W dwóch utworach na krążku wspierają ich Sascha Lüer (saksofon) oraz Marja Burchard (wibrafon).
Album otwiera utwór Der Inder, który od samego początku intryguje. Jest świetną zapowiedzią tego, co czeka na nas w dalszej części krążka. Transowy groove, z którego przebijają się delikatne dźwięki wibrafonu i klawiszy. Linia gitary tworzy ciekawy bliskowschodni feeling, który stopniowo przeobraża się i nabiera progresywnych rumieńców. Jest to chyba najbardziej „inny” numer ze wszystkich na płycie. Kolejny Der Kaelte to już rasowy krautrock, wypełniony elementami fusion i psychodelii. Wzrastające tempo, pięknie wkomponowane klawisze i gitara, która kradnie naszą uwagę w drugiej części kawałka. Intensywność na tym albumie jest bardzo wysoka. Levant daję nam ochłonąć jedynie na krótki moment, by ponownie bombardować nas niesamowicie przyjemnymi dźwiękami. Podobnie Spacefunk oraz Gentrification, które podobają mi się najbardziej. Wszystko pędzi „na złamanie karku”, ale jednocześnie cała przestrzeń wypełniona jest wielce satysfakcjonującym brzmieniem. Fiji Fiji zamyka krążek w taki sposób, że po wysłuchaniu go do końca, wraca się do pierwszego utworu, by ponownie rozpocząć przygodę z albumem. I tak w kółko…
Słuchając Pheremon Crumble Wax mam wrażenie, że cofnąłem się o co najmniej pięćdziesiąt lat, do czasów, kiedy młodzi Niemcy tworzyli swoją muzyczną tożsamość. Gdybym nie wiedział, że Karaba to zespół założony niespełna dziesięć lat temu, myślałbym, że album powstał w latach siedemdziesiątych. Czuję tu te same emocje, które towarzyszą mi kiedy sięgam po twórczość m.in. Kollektiv czy Out Of Focus. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej płyty. Jest wspaniałą mieszanką rożnych stylów muzycznych, które zespół zdołał ubrać w unikalne szaty. Dzięki takim kapelom wiem, że krautrock wciąż ma się bardzo dobrze.
Redaktor Portalu Ze Słuchu