Niebiesko-żółtym smyczkiem

First things first – nie czuję się w najmniejszym nawet stopniu powołany do zabierania głosu ws. trwającej wojny, ale zignorować temat zupełnie przecież nie sposób (przyczyn nie muszę chyba klarować). Gdy dokładnie dzień po rozpoczęciu agresji rosyjskiej dotarła do mnie za pośrednictwem poczty Jutrznia Krzysztofa Pendereckiego (dyr. Antoni Wit / ork. Filharmonii Narodowej, Naxos) powiedziałem sobie w duchu, że chyba trudno o bardziej adekwatną muzycznie przesyłkę… I tak, po którymś odsłuchu naturalnie przyszła myśl by na łamach naszego portalu zostawić pewną historię. Taką z cyklu drobnych, życiowych, a jednak nie odczepionych od tego, co się dzieje i też z samą muzyką nierozerwalnie związaną.

Otóż – gdy Żona wypuszcza mnie na większe zakupy, to wie, że one potrwają. Jeśli są po temu warunki i właściwe towarzystwo, bywam gadatliwy – przyznaję – w prawie każdym sklepie jakaś dyskusja się zwykle wywiązuje. Tego dnia Pani ważyła mi kawałki salami i chyba wybrała już wszystko co zostało z tamtej dostawy. Trochę do chcianej przeze mnie ilości brakowało i rzekła: „a jak będzie o kilka gram za mało to się chyba świat nie zawali?” Na co automatycznie odparłem: „a wyobraża sobie Pani gdyby tak ziemia zaczęła się nagle trząść, sufit by nam na głowę spadł i istotnie byłyby to nasze ostatnie chwile, właśnie z tej przyczyny?”

Ta uwaga Panią nadspodziewanie rozbawiła – śmiała się długo i głośno, aż usłyszała ją wtedy Nadiia, która zapytała: (z wschodnim akcentem) „co się tak chichrasz Ty?” A ja natychmiast dodałem: „wie Pani, dziś słuchałem nawet takiej muzyki, o której niektórzy mówią, że brzmi jak nadchodzący armagedon, ale ja się tam nie zgadzam, nie ma się czego bać”. Chodziło naturalnie o Krzysztofa Pendereckiego z lat 60. Klientów akurat nie było i w dalszej rozmowie wyszło na jaw, że Nadiia ma za sobą kilka lat klasycznej edukacji muzycznej, i że twórczości Profesora nie zna. Czy tę szkołę skończyła? Czy naukę przerwała? Nie wiem, nie dopytywałem. Zaproponowałem jedynie, że przy następnej wizycie podrzucę nielichy wybór nagrań, na co przystała.

Gdy przyszedłem po chyba 2 tygodniach, to jej nie zastałem, więc po prostu zostawiłem płytę z prośbą o przekazanie do rąk własnych, a potem rzadziej bywałem w tej części miasta. W międzyczasie wydarzył się koncert w Łodzi i gdy natrafiliśmy na siebie ponownie tematów nie brakowało. Najpierw usłyszałem dobre słowo o wybranych kompozycjach, a następnie zaskakujące pytanie: „i to Pan tak sam tę składankę ułożył?” Gdy odpowiedziałem, że owszem, Nadiia odmachnęła potwierdzająco głową, co wziąłem za komplement. Później podzieliłem się wrażeniami z wykonania Trenu i Stabat Mater… Słuchała w milczeniu i podsumowała krótko acz stanowczo: „skoro ma Pan takie uwagi, niech Pan jedzie na Ukrainę i nasze orkiestry namówi, by to zagrały – my się ze skrzypcami i altówkami nie pieścimy”.

Później w ramach rewanżu obdarowała mnie… czymś ogromnym. Żeberkami? Kawał mięcha w każdym razie. Gdy próbowałem odmówić spojrzała groźnie i powiedziała: „za darmo nie ma mowy”. Zrozumiałem, podziękowałem i pożegnaliśmy się. A teraz, niejako na gorąco, pod wpływem tych słów o temperamencie muzyków ukraińskich właśnie wybitych na klawiaturze… Odpowiedź Nadii warto zachować w pamięci – oby przyszedł jak najszybciej czas, gdy do wykonania Trenu czy Jutrzni będzie można bez przeszkód zaprosić orkiestrę ukraińską, bo informacje o tym jak się Ukraińcy bronią, tylko opinię o potencjalnej ikrze tamtejszych filharmoników uwiarygadniają.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najbardziej popularne
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Godra

Czad!