Debiutanckie wydawnictwo leszczyńskiej formacji Yellow Snow ujrzało właśnie światło dzienne. Kibicowałem temu projektowi od dawna, bo wiedziałem, że kierunek, który obrali muzycy, jest niesamowicie interesujący. To, co usłyszałem na krążku, przerosło jednak moje oczekiwania kilkukrotnie. Jest to jeden z najciekawszych debiutów, jakie miałem przyjemność usłyszeć w ostatnich latach.
Yellow Snow powstał w 2016 roku w Lesznie z inicjatywy Kuby Kleinschmidta (gitara, wokal), który odpowiedzialny jest za kompozycje, aranżacje oraz teksty. Wspomagają go Piotr Kleinschmidt (gitara, wokal), Jędrzej Dobaczewski (klawisze, wokal), Andrzej Wasilewski (bas) i Maciej Trawka (perkusja). Po wielu latach prób i szukania swojego brzmienia, za sprawą wydawnictwa Flower Records, ich twórczość znalazła drogę do nas – słuchaczy. Jest mi niezmiernie miło, że udało się doprowadzić ten projekt do finału, gdyż bardzo brakowało mi takich dźwięków na naszym rodzimym rynku.
Ich muzyka znacząco odbiega od tego, co możemy usłyszeć na co dzień w wielu rozgłośniach radiowych. Twórczość Yellow Snow to mieszanka southern rocka, bluesa, funku, folku i jazzu, która zaaranżowana jest w niesamowicie przemyślany i ciekawy sposób. Album przesiąknięty jest duchem Franka Zappy, jak i jambandowym stylem grania. Konstrukcja kompozycji jest bardzo zawiła, przez co podążanie za tymi dźwiękami daje niesamowitą radość. Każdy utwór na tym albumie jest tykającą bombą, która może eksplodować w najmniej spodziewanym momencie i zmienić jego bieg diametralnie. Ta płyta jest dla mnie jak spektakl, podczas którego odwiedzamy różne zakątki świata wykreowanego przez zespół. Pełen treści, zaskakujących momentów i zwrotów akcji. Dzięki temu dźwięki są ekscytujące na wielu płaszczyznach i w ogóle nie nużą. Jest to w dużym stopniu płyta instrumentalna, ale pojawiają się również partie wokalne. Nie ma ich za wiele, ale to akurat bardzo mi odpowiada. To instrumenty są dla mnie głównym daniem w każdej muzyce, a śpiew zawsze był jedynie dodatkiem, na który nie zwracam aż tyle uwagi. Yellow Snow zdaję się mnie rozumieć. Teksty są zwięzłe i pojawiają się rzadko, ale jak już je usłyszymy, to na twarzy od razu pojawia się uśmiech. Przepełnione są abstrakcyjnym humorem, który sprawia, że całość nabiera jeszcze bardziej interesujących barw.
Jest to dla mnie jeden z ciekawszych debiutów ostatnich lat. Wśród setek identycznie brzmiących kapel rockowych, ktoś w końcu postanowił złamać panujące w naszym kraju trendy i stworzyć coś nieoczywistego, a jednocześnie tak świetnego. Yellow Snow znalazło lukę na naszym rynku i wie jak ją wypełnić. Jest to dopiero początek ich drogi, ale jestem pewien, że będzie tylko lepiej.
Redaktor Portalu Ze Słuchu